5 naprawdę absurdalnych historii z udziałem raperów

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
Danny Brown 2017 Pitchfork Music Festival
Michael Hickey/Getty Images

Poszperaliśmy w życiorysach zaoceanicznych gwiazd rapu. I znaleźliśmy w nich sporo naprawdę mocnych historii.

Bushwick Bill został uznany za martwego. Do czasu, gdy się… zsikał

Nieżyjący już Bushwick Bill w czerwcu 1991 roku – grożąc swojej dziewczynie tym, że wyrzuci ich dziecko przez okno – zmusił ją do oddania strzału z bliskiej odległości prosto w jego twarz. Przywieziony do okręgowego szpitala raper został uznany za martwego, ometkowany charakterystyczną karteczką przyczepianą do palca u nogi i odesłany do kostnicy, gdzie... zachciało mu się sikać, a płynący po podłodze mocz zaalarmował personel, który prędko zabrał go na blok operacyjny, gdzie usunięto mu oko.

Po tym zdarzeniu, jak wspominał sam Bill, zaczął wreszcie widzieć wszystko w jaśniejszych barwach (!), a relacja z całego zajścia trafiła na okładkę kolejnego albumu Geto Boys, klasycznego krążka We Can’t Be Stopped.

81S5y9PYpEL._UF1000,1000_QL80_.jpg

Ol’ Dirty Bastard jeździł limuzyną po zasiłek

Zamiast wertować biografie przeróżnych raperów, moglibyśmy właściwie cały ten tekścik poświęcić tylko i wyłącznie Big Baby Jesusowi. Jego policyjna kartoteka dostarczała bowiem szeregu różnych ciekawostek, spośród których strzelaniny ze stróżami porządku i sprzedaż broni półautomatycznej to tylko niektóre z licznych przewinień. Cracku bądź koksu nie nosił w bucie tylko wtedy, gdy chodził boso, pijany był częściej niż trzeźwy, a masturbował się tak często, że współwięźniowie prosili go, żeby się wreszcie opanował. Naszym ulubionym wyskokiem Ol’ Dirty’ego jest jednak wycieczka, na którą zabrał ekipę MTV do lokalnego MOPS-u. Będący wówczas na zasiłku nieodżałowany, rapujący opętaniec po należne mu kartki na żywność podjechał bowiem limuzyną i jesteśmy pewni, że robił to regularnie co miesiąc, bo jak sam wspomina: dlaczego niby miałby nie chcieć darmowych pieniędzy?

2Pac po śmierci został przynajmniej w części… zjarany

W numerze Black Jesus Tupac Shakur rapował, że jego ostatnim życzeniem jest to, żeby… niggas smoke my ashes. I choć historia rapowych pogrzebów pełna jest absurdalnych wydarzeń z litrami syropu wylewanymi na trumny, najróżniejszymi artefaktami wrzucanymi do skrzyni z nieboszczykiem i salwami oddawanymi w powietrze z broni maszynowej, to raczej nie spodziewaliśmy się, że takie słowa ktoś mógłby wziąć na poważnie.

Członkowie skoligaconej z Pacem grupy Outlawz w jednym z wywiadów przyznali jednak, że pewnego wieczoru upamiętnili swojego przedwcześnie zmarłego kompana, wrzucając do oceanu jego ulubione ziółko i… skrzydełka z kurczaka, a później sturlali grubego filisa z domieszką prochów z urny Makavaeliego i zjarali go, by już na zawsze został z nimi w formie osadu na płucach. Czy jednak tego wieczoru objawił im się on jak kolega Ivory bohaterom How High – nic nie wspominali.

T.I. uratował życie niedoszłego samobójcy… dosłownie i dwukrotnie

Gdy wielu raperów chwali się tym, że po koncertach podchodzą do nich fani i opowiadają o tym, jak to dzięki ich numerom nie popełnili samobójstwa, samozwańczy król południa jest jednym z nielicznych MC's, którzy dosłownie uratowali komuś życie.

13 października 2010 roku T.I. usłyszał bowiem o tym, że 24-letni Joshua Starks stoi właśnie na 22 piętrze wieżowca 400 Colony Square Building i planuje skoczyć. Nie zastanawiając się ani chwili reprezentant Atlanty popędził na miejsce zdarzenia i zaproponował policji swoją pomoc. Nagrana przez niego na telefon wiadomość, którą negocjator puścił niedoszłemu samobójcy, poskutkowała natomiast tym, że ten prędko zszedł z dachu i zbił piątkę z raperem. Jakby tego było mało, Tip Harris dwa lata później znalazł na ulicy wokalistę zespołu Creed, Scotta Stappa, kiedy ten leżał na chodniku i wykrwawiał się po tym, jak wyskoczył z okna hotelu w Miami. I choć to za sprawą T.I.’a frontman tej post-grunge’owej formacji wciąż żyje i nagrywa, raper nigdy nie robił z tego wielkiej sensacji, a całą historię znamy jedynie z relacji samego Stappa.

Danny Brown był stymulowany oralnie na scenie i… nie zauważył, że to się dzieje

Do koncertowej legendy przeszła już historia z Coolio, który – gdy rzucił się w 2009 roku ze sceny w tłum – nie dość, że nie został złapany, to go jeszcze pobito i okradziono z butów. I o ile ta anegdotka jest bodajże najbardziej dobitnym obrazkiem słabego odbioru czyjegoś show, o tyle Danny Brown spotkał się cztery lata później z przyjęciem kontrastująco – czy wręcz onieśmielająco – pozytywnym. Pewna groupie bowiem zakradła się do pierwszego rzędu szczelnie wypełnionego fanami klubu i cichaczem rozpięła swojemu idolowi spodnie, przystępując do zaspokajania go nie tylko dobrym słowem. Jej miły gest nie spotkał się jednak z odbiorem, na jaki liczyła, bo sam Danny skomentował go później tymi słowami: I don’t know, maybe I had my dickk sucked a lot and I didn’t really understand what was going on because I was working, I was doing my job, so I didn't really know what was going on until it was too late… I think it's legal, I ain't pressing no charges. I wychodzi na to, że na robocie job > blowjob, który to profesjonalizm ze strony detroickiego rapera bardzo cenimy.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.