
Przypominamy najlepsze, co dała światu instytucja soundtracku.
Nie sposób przeprowadzić selekcji, która nie wzbudziłaby żadnych kontrowersji. Wyboru dokonaliśmy więc na zasadzie można coś dodać - nie można nic wyrzucić, zakładając na wstępie, że pomijamy muzykę z tych rejonów stylistycznych, które na co dzień stanowią domyślny obszar naszych zainteresowań w newonce.
Trainspotting (1996)
Czy jest możliwe stworzenie zestawu piosenek, który lepiej oddawałby wyspiarskiego ducha czasów połowy lat dziewięćdziesiątych i ćpuński klimat produkcji w reżyserii Danny'ego Boyle’a? Szczerze wątpimy! Iggy Pop z Lust For Life, niezapomniane Born Slippy .NUXX Underworld, Lou Reed z poruszającym Perfect Day, a do tego Blur i Sing... Niech ktoś spróbuje to przebić. Fun fact: Oasis odmówiło udostępnienia swojej twórczości na potrzeby filmu, ponieważ bracia Gallagherowie byli przekonani, że Trainspotting opowiada o ludziach, którzy mają zajawkę na obserwowanie pociągów.
The Virgin Suicides (1999)
Kiedy robi się taką muzykę jak Air, czyli eleganckie utwory z pogranicza downtempo i chilloutu, łatwo popaść w snobizm i starcze nudziarstwo. Francuzom jednak zawsze skutecznie udawało się tego unikać. Na przełomie dekad dali piękny przykład, jak obracać się na salonach i nie zostać posądzonym o stulejarstwo. Najpierw w 1998 roku wydali klasyczne Moon Safari, a dwa lata później nagrali tę post-70-sową ścieżkę dźwiękową do filmu Sofii Coppoli.
2001: A Space Odyssey (1968)
Ten soundtrack, odegrany w większej części przez berlińskich filharmoników, jest równie potężny i pompatyczny, co sam obraz Stanleya Kubricka. Umówmy się, że jeśli na wejście wjeżdża tutaj Also sprach Zarathustra Richarda Straussa, to nam zwyczajnie nie wypada się już wymądrzać. W tym roku świętujemy 50-lecie lądowania na księżycu (również w reżyserii Kubricka), więc nadarza się okazja, żeby powrócić do tego orkiestralnego potwora.
Suspiria (1977)
Oprawa muzyczna filmów grozy Daria Argento, włoskiej ikony horroru lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, stanowi właściwie odrębną kategorię kulturową. Podobnie jak choćby kompozycje Krzysztofa Komedy, stworzone z myślą o dziełach Romana Polańskiego. Muzykę do oryginalnej Suspirii przygotował prog-rockowy zespół Goblin. W remake'u Luki Guadagnino odpowiadał za nią z kolei Thom Yorke, który najwyraźniej pozazdrościł swojemu koledze z Radiohead i uznanemu kompozytorowi, Jonny'emu Greenwoodowi.
Drive (2011)
Myślę, co to znaczy być sobą / Którą iść drogą / Lubiłem nocą furą jeździć z Tobą, rapował Pezet w kawałku Droga. Gdyby na tę nocną objazdówkę potrzebował czegoś do słuchania, podrzucamy album, towarzyszący filmowi Nicolasa Windinga Refna z Ryanem Goslingiem w roli głównej. Pierwsza część tego materiału to sentymentalne piosenki w średnich tempach (m.in. Chromatics), druga - instrumentalne tematy Cliffa Martineza (wiedzieliście, że grał na bębnach w Red Hot Chili Peppers?). Tym, co je łączy, są lata osiemdziesiąte, syntezatory, wielkomiejski vibe i senna poetyka. Instant classic!
The Good, the Bad and the Ugly (1966)
Ennio Morricone poznał Sergio Leone w podstawówce, ale żaden z nich nie mógł wtedy przypuszczać, że w przyszłości stworzą być może najznamienitszy duet od czasów... Sami nawet nie wiemy kogo. Pamiętajcie, ważne jest to, z kim siadacie w ławce.
Pulp Fiction (1994)
Quentin Tarantino ma takie ucho do muzyki, że gdyby nie kariera filmowa - mógłby pracować jako A&R Manager w poważnej wytwórni. W zasadzie za każdym razem, kiedy prowadził wykopaliska w poszukiwaniu muzyki, która wpisałaby się w oś dramaturgiczną jego obrazów - wychodziło mu dzieło sztuki. Przykładem takiej kompilacji idealnej jest zestaw przygotowany na potrzeby Pulp Fiction. Choć oddajmy sprawiedliwość - wiele piosenek miał zasugerować reżyserowi Boyd Rice.
Interpretacja Girl, You'll Be a Woman Soon w wykonaniu Urge Overkill czy surfowy temat Misirlou (o tej płycie generalnie mówiono, że wskrzesiła surf rock) to jest właśnie Akt Boga, o którym w jednej ze scen rozmawiali Jules i Vincent.
Między słowami (2003)
Coś między nami, między słowami jak w tym filmie Sofii Coppoli... Ten soundtrack, równie przepiękny i ulotny jak samo Lost in Translation, nosi znamiona wyjątkowości. Już sama w sobie selekcja z zakresu dream pop - synth pop - shoegaze, której Coppola dokonała spośród swoich ulubionych kawałków, jest bardzo mocna (m.in. Air czy The Jesus and Mary Chain z Just Like Honey). Poza gotowymi utworami dostaliśmy jednak jeszcze pięć premierowych kompozycji od Kevina Shieldsa, nawiedzonego geniusza z My Bloody Valentine, który w tamtym czasie kazał fanom czekać już ponad dekadę na follow-up legendarnej płyty Loveless.
Batman Forever (1995)
Jeśli chodzi o Człowieka-nietoperza, oczywistym typem jest album Prince'a z 1989 roku, ale pozwólcie nam na odrobinę przekory i przewrotności.
Wszyscy zapamiętali oba filmy Joela Schumachera jako klęskę, która na wiele lat pogrzebała superbohatera z Gotham - aż Christopher Nolan wjechał z respiratorem i postawił go z powrotem na nogi. Cholera wie, czy jednak Batman Forever i Batman & Robin nie były w rzeczywistości zwariowanymi arcydziełami postmodernizmu w czasach, gdy jeszcze tyle się o postmodernizmie nie gadało... Jakby nie było, ścieżki dźwiękowej Batman Forever nie sposób nie kochać! PJ Harvey obok Brandy? Nick Cave obok Method Mana? Cóż za szalony demiurg układał tę tracklistę?! Już sam fakt, że Bono z kolegami napisał na potrzeby tego albumu niestulejarski singiel świadczy o tym, że mówimy o historycznym artefakcie!
Strażnicy galaktyki (2014)
To, co się dzieje na ścieżce dźwiękowej Captain Marvel sygnalizuje, że grzebanie w pawlaczu popkultury będzie powracającym motywem w produkcjach z Marvel Cinematic Universe. I z całym szacunkiem, ale nie da się tego zrobić lepiej niż w Strażnikach galaktyki. Przypominamy - główny bohater filmu Jamesa Gunna posiadał relikwię w postaci walkmana i kasety magnetofonowej Awesome Mix Vol. 1, wypełnionej po brzegi bangerami z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Ciekawostka: był to pierwszy soundtrack w historii, który dotarł na szczyt Billboard 200, mimo że nie zawierał żadnej nowej kompozycji.
Singles (1992)
Bardzo przeciętna, ale jednak ważna komedia obyczajowa w reżyserii Camerona Crowe'a miała premierę niemal równo rok po tym, jak ukazało się Nevermind Nirvany. Akcja filmu toczy się w Seattle, na ekranie pojawiają się muzycy Soundgarden, mamy możliwość zobaczenia fragmentu koncertu Alice in Chains z klubu Desoto, więc sami rozumiecie... W czerwcu 1992 roku, trzy miesiące przed tym jak Samotnicy trafili do kin, wyszła ścieżka dźwiękowa z numerami od takich gwiazd sceny Seattle jak właśnie Alice in Chains i Soundgarden, Pearl Jam, Mother Love Bone czy Mudhoney. Była to niezwykle czujna dokumentacja rewolucji, która właśnie się dokonywała, jak również jeden z czynników, dzięki którym grunge zaczął funkcjonować w masowej świadomości na szeroką skalę.
Blue Velvet (1986)
Oto pierwszy owoc współpracy Davida Lyncha z Angelo Badalamentim, która kilka lat później przyniesie piękną, złowróżbną muzykę do Twin Peaks.
W 1986 roku amerykański reżyser miał ponoć powiedzieć kompozytorowi, żeby był jak Dmitrij Szostakowicz - tylko bardziej mroczny i pełen tajemnic. I taka właśnie jest oprawa muzyczna Blue Velvet - rozciągnięta między 15. symfonią Rosjanina, a In Dreams Roy'a Orbisona. To zatem równocześnie piękny hołd dla popkultury lat pięćdziesiątych i kina noir, jak również (jak to zwykle u Lyncha), idealne tło do biegania nocą po lesie w narkotycznym szale.
Łowca androidów (1982)
Historia policjanta, tropiącego nielegalnie przebywających w futurystycznym Los Angeles replikantów jest po latach tak uwielbiana, bo to esencja cyberpunkowego klimatu: niesamowite zdjęcia skąpanej w deszczu metropolii, mocne postacie, mrok i klimatyczna muzyka Vangelisa. Gdyby nie frajerska decyzja włodarzy, to El-P odpowiadałby za ścieżkę dźwiękową do filmu Blade Runner 2049! Przygotowana przez niego propozycja tematu została odrzucona, ale samo to, że gość z Run The Jewels zgłosił swój akces, świadczy o tym, jak ogromną kulturotwórczą rolę odegrał obraz Ridleya Scotta z 1982 roku wraz z muzyką Vangelisa.