To idealny moment moment, żeby pogadać z Kabe, który kilka miesięcy temu razem z Opiatem wydał album Widok na morze. Nie ma co ukrywać – wyszła z tego gorzka rozmowa.
Wywiad pierwotnie ukazał się 5 października 2025 roku
Od naszej ostatniej rozmowy minęło już sześć lat. Nie trzeba wnikliwie śledzić twojej kariery, by zauważyć, że zmieniło się u ciebie bardzo dużo.
Przede wszystkim dużo się nauczyłem jako człowiek. Do dzisiaj nie dałem sobie możliwości poczucia tego, w jakim fajnym miejscu jestem. Twardo stąpam po ziemi, nie odleciałem. Myślę, że dzięki takiemu podejściu jeszcze nie zwariowałem. Nie korzystałem z tego, że jestem raperem – nie prowadziłem wystawnego życia, nie chodziłem na ścianki, nie zachłysnąłem się popularnością. Tak bardzo skupiłem się na pracy, że nawet nie zauważyłem, że obecnie żyję w taki sposób, w jaki kiedyś chciałem żyć.
Opowiesz więcej o tych zmianach, które w tobie zaszły?
Siłą rzeczy jestem bardziej dojrzały. Zmienił mi się pogląd na wiele spraw. Z jednej strony nie to, że będę teraz zakładał rodzinę, ale z drugiej – wiem, że dziś pewne decyzje podjąłbym inaczej. Wciąż jest we mnie, nazwijmy to, osiedlowe życie, ale coraz częściej zastanawiam się nad przyszłością. Myślę o rzeczach, o których jeszcze do niedawna nie myślałem.
Czyli stoisz w rozkroku?
Dokładnie, dobrze ujęte. Nie wstydzę się, że jestem z bloków i wiem, że to pochodzenie zostanie już ze mną na zawsze, ale teraz nie jestem biernym uczestnikiem osiedlowego życia. Mam 25 lat, więc coraz bardziej czuję presję społeczeństwa, że powinienem już wchodzić w dorosłe tematy, ale oczywiście nie jestem na nią podatny. Wiesz, jestem gościem, który często się przeprowadzał – pokonywaliśmy z rodziną naprawdę duże dystanse. To sprawiło, że nie potrafię dziś powiedzieć, gdzie jest mój dom. Nie ma przestrzeni, w której czuję się jak w domu. Jeśli ktoś zadaje mi pytanie czy wracasz do domu? – to odpowiadam, że tak, ale myślę o miejscu, w którym akurat mieszkam. Kiedy przebywam gdzieś przez dwa tygodnie, to nie czuję potrzeby powrotu do domu. Jest mi dobrze w każdym miejscu na świecie. To jest trochę... straszne, bo nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie związać się z jakimś miejscem, nazwać go domem i chcieć do niego wracać.
Nie przywiązujesz się do miejsc, a do ludzi?
Nie przywiązuję się do ludzi, bo ludzie są zmienni. Zraziłem się do nich. Dzisiaj ktoś jest dla mnie dobry, bo ma w tym jakiś interes, a jutro nie będzie o mnie pamiętał. Jeżeli ktoś ma do czynienia z dziesięcioma osobami, to trudno mu określić zachowanie ogółu. Ja w tej kwestii mam łatwiej, bo wykonuję pracę, w której spotykam setki osób. Mogę więc zauważyć zachowania, które się powtarzają. Mam szerszą perspektywę – coś jakbym przeprowadzał badania na określonej liczbie ludzi.
Nim wszedłeś do branży muzycznej, też miałeś z nimi problem?
Myślę, że tak. Pamiętam reakcje na jeden z moich pierwszych kawałków. Znajomi ze szkoły chodzili z głośnikiem po korytarzu, puszczali mój numer i szydzili. Chyba tylko jeden ziomek stanął po mojej stronie, reszta podcinała mi skrzydła. Ta sytuacja miała miejsce w Polsce. We Francji ludzie reagowali zupełnie inaczej. Nawet jeśli im się coś nie podobało, nie krytykowali tego, nic nie mówili. W Polsce (przynajmniej wtedy) był taki mental, że większość krytykowała ludzi, mających aspiracje do robienia czegoś innego – bycia aktorem, raperem, piłkarzem. Nazywali nas dzieciakami, które ciągle marzą.
Jebana komuna tak zniszczyła to społeczeństwo.
Tak, tak. Jestem tego świadomy. Wkładano społeczeństwu go głowy, że wszyscy muszą być tacy sami, że nikt nie może mieć więcej, nie można realizować swoich marzeń. Na szczęście teraz w naszym kraju wygląda to zupełnie inaczej. Zaszły ogromne zmiany. Wystarczy spojrzeć na chłopaków, którzy obecnie zaczynają rapować – znajomi pchają ich do przodu, kibicują im. To piękne.
Wracając jeszcze do tej symbolicznej sytuacji z twojej szkoły. Ona cię nakręciła do pracy nad swoją muzyką?
Byłem bardzo młody, więc szukałem akceptacji wśród rówieśników. Chciałem, by uważali mnie za w porządku gościa. To było dla mnie ważne. Problem polegał na tym, że ci ludzie nie krytykowali mojego utworu, tylko to, że rapowałem. To ogromna różnica. Utkwiło mi to w pamięci. Nie było mi z tym łatwo, tym bardziej że byłem raczej outsiderem. Trochę mnie to zdemotywowało, ale kiedy pomyślałem sobie o tym później, dodało mi to siły.
Może się mylę, ale wyglądasz mi na gościa, który jest bardzo ostrożny w relacjach z innymi czy wręcz nieufny.
Bardzo szybko zdałem sobie sprawę, że w środowisku, z którego się wywodzę, jest dużo fałszu, ale kiedy wszedłem w branżę muzyczną, to miałem nadzieję, że jest w niej inaczej. Nie zakładałem z góry, że wszyscy są fałszywi i interesowni. Dziś stwierdzam, że zdecydowana większość nie jest w porządku. Są zdesperowani i za wszelką cenę chcą ściągnąć do siebie kogoś nowego, byleby tylko przetrwać i zainteresować sobą nowych odbiorców. Przybierali maskę fajnych ziomków. Mówili to, co chciałem usłyszeć... a ja im wierzyłem. Miałem tylko 17 lat, kiedy wszedłem do tego środowiska na grubo, więc co ja wiedziałem? Myślałem, że każdy chce dla mnie dobrze, ale się pomyliłem. Po latach powiem ci, że tylko 2-3 osoby są w stanie zapytać: co u mnie słychać?. Tak po prostu, po ludzku, bez jakiegoś interesu. Nie mówię tylko o raperach, ale ogólnie o ludziach z branży muzycznej. Rozdałem w życiu dużo gościnnych zwrotek, po latach tego żałuję. Gdybym wiedział od początku, jak to środowisko wygląda, to odpuściłbym te wszystkie współprace, albo bardzo selekcjonował swoich muzycznych partnerów. Czasu nie cofnę. Ludzie, którym kiedyś pomogłem, dziś mają problem, by coś dla mnie zrobić. Rozmawiałem ostatnio z moim znajomym i wyszło nam, że jeżeli ktoś chce ci się odwdzięczyć, to najlepiej niech zrobi to od razu, bo za pół roku już o tym zapomni – wdzięczność ma swój termin ważności. Ludzie mają krótką pamięć.
Pamiętasz przełomowy moment, kiedy ta czara goryczy się przelała i nie miałeś już złudzeń co do tego środowiska?
Był taki moment. Nigdy wcześniej o tym nie mówiłem, ale dwa lata temu miałem spore problemy ze zdrowiem, nie chcę wchodzić w szczegóły. Musiałem sobie zrobić półtoraroczną przerwę. Wycofałem się. Wyobraź sobie, że przez ten cały czas nikt z branży się do mnie nie odezwał. Nikt! Siedziałem schorowany w chacie i myślałem o tym, co zrobiłem dla tych ludzi i co razem przeżyliśmy, jakie kawałki nagraliśmy. Wtedy już na sto procent wiedziałem, że mogę liczyć tylko na siebie. Na początku ich tłumaczyłem, wmawiałem sobie, że nie piszą, bo nie mają czasu, bo mają rodzinę i swoje obowiązki – nie, stary, nie o to chodzi. Doskonale wiesz, że jeśli ktoś chce, znajdzie pięć sekund i się odezwie. Co za problem wziąć telefon i napisać wiadomość?
Myślisz, że wiedzieli o twoich problemach ze zdrowiem?
To nie ma znaczenia. Nie musiałem zachorować, by ktoś się mnie zapytał, jak się czuję. Przez dłuższy czas niczego nie publikowałem w mediach społecznościowych, mój Instagram był martwy, więc łatwo się zorientować, że coś jest na rzeczy. Po tej sytuacji pojawiło się w moim życiu kilka nowych osób, ale kiedy zobaczyli, że nie mają nic do ugrania, to zniknęli.
Nie jesteś pierwszym raperem, który mi mówi, jak branża wygląda od środka. Wobec tego, co robisz, by, mówiąc dosadnie, nie zwariować i nie wylądować w ośrodku zamkniętym?
Myślę, że warto nie dawać sobie wkręcić, że jest się kimś wyjątkowym. Najgorzej, jak ludzie, którzy coś osiągnęli, próbują na siłę zmieniać swoje życie – odcinają się od znajomych, nie chodzą w stare miejsca. Problemem jest też to, że fani zbyt szybko robią z artystów gwiazdy. Zauważyłem, że dziś wystarczy nagrać jeden hit i ludzie już ich uważają za kogoś wyjątkowego, nie traktują ich jak ludzi, tylko jak jakieś gwiazdy rocka. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że minęło sporo czasu od nagrania pierwszego kawałka do momentu, gdy stałem się popularny w rapowej bańce, bo to pozwoliło mi się na to przygotować. Podszedłem do tej sytuacji z pokorą i dystansem. Gdybym wystrzelił od razu, po pierwszym kawałku, to mogłoby mi tego zabraknąć. W ogóle bardzo chciałbym, by ludzie nie wiedzieli, jak wyglądam.
Przypuszczam, że jeszcze kilku z takimi pragnieniami, by się znalazło, ale... sprowadzałeś sam siebie na ziemię, bo czułeś, że odlatujesz i uderza ci sodówka?
Nie musiałem tego robić, bo moje życie to jedna wielka parabola. Jednego dnia gram koncert – jestem dobrze ubrany, mam na sobie jakieś akcesoria i piję drogi alkohol, a drugiego jadę na garaż do mojego koleżki, który piję sobie wódkę malinową. Coś jak iść w diamentowanym zegarku po bułki do spożywczaka. Należy robić jak najwięcej przyziemnych rzeczy, by nie zwariować. Jedna noga musi być cały czas poza show-biznesnem, bo kariera muzyka nie trwa wiecznie.
Skoro wiesz, że muzyka w każdej chwili może się skończyć, to pewnie zabezpieczyłeś się na przyszłość i masz jakiś inny plan na siebie.
Wiedziałem to już na samym początku. Rap to drzwi, które dają szansę na wejście w miejsca, do których wcześniej nie miałeś wjazdu.
Dzisiaj jesteś osobą, która jest zabezpieczona finansowo do końca życia?
W Polsce brakuje edukacji finansowej. Byłem finansowym analfabetą. Nie wiedziałem, jak mam założyć firmę, jak rozliczać podatek. Przez pierwszy rok prawie codziennie otrzymywałem pisma ze skarbówki, a ja nie wiedziałem, o co im chodzi i dlaczego chcą moje pieniądze. Dziś się z tego śmieję, ale mi naprawdę nikt nie dawał lekcji z ekonomii. Musiałem wydać trochę pieniędzy, żeby się czegoś nauczyć. Trochę kasy też straciłem, ale wracając do twojego pytania, mam mindset hustlera, który nie pozwala mi nic nie robić.
