Ten „Klucz” ma 20 lat i wciąż drzwi otwiera. Debiut Hemp Gru to wzorzec polskiego rapu ulicznego

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
hemp gru cover.JPG
fot. archiwum zespołu

Choć może wydawać się to nieprawdopodobne, Klucz ma dwie dekady. Wilku z Bilonem na scenie pojawili się jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, ale zrewolucjonizowali krajowy rap właśnie 6 grudnia 2004 roku.

Artykuł pierwotnie ukazał się w październiku 2023 roku

Witam serdecznie, tu Rudi Feler, witam państwa na żywo na kanale sześćdziesiątym dziewiątym DIIL.TV. (…) Oto właśnie dziś, właśnie teraz, już za moment nadchodzi ta chwila, chwila, na którą naprawdę wielu bardzo długo czekało. (…) Od tak dawna oczekiwana płyta, ona jest, już jest - oto przed państwem Hemp Gru i „Klucz”. (…) Dla jednych to głos prawdy, dla innych – niebezpieczny wirus. Już zaraz, za moment, dla całego świata, dla wszystkich ludzi i dla ciebie. Ale my, my wszyscy, nie zgubmy tego co się naprawdę liczy, tego, co jest najważniejsze – MUZYKA!

28_07_2023.JPG
fot. archiwum zespołu

Tak przy wrzawie tłumu i furkocie helikopterowego wirnika premierę Klucza relacjonował nieistniejący reporter otwierający debiutancki album Hemp Gru. W tej krótkiej zapowiedzi pobrzmiewało wyczekiwanie, z jakim podwórka wypatrywały pierwszego longplaya Wilka i Bilona, ludzi, który na krajowej scenie rapowej istnieli już wtedy od lat. WWDZ z początku jako reprezentant Funky Joint Squadu, a później bliski przyboczny i finalnie również członek Molesty. Bilon natomiast jako autor kilku klasycznych wejść w pojedynczych numerach – takich jak Na krawędzi z Hiphopowego raportu z osiedla w najlepszym wykonaniu czy Kto jest kto z Ewenementu.

Całkiem nowe oblicze

Od ich pierwszego oficjalnego numeru minęło wtedy długie sześć lat. Tytuł „Klucz” mieliśmy już na samym początku, bo ten album miał nam otworzyć drzwi do zupełnie nowego etapu w naszej twórczości, pozwolić nam wejść na nową drogę – proces nagrywania jednego z niekwestionowanych klasyków polskiego rapu relacjonował swego czasu w newonce.radio Wilku – Pracę nad albumem zaczęliśmy już w 2002 roku, jeszcze u Pona w jego studiu za murem służewieckim, a później byliśmy pierwszym zespołem, który wszedł do nowopowstałego wówczas studia Prosto. Nam się jednak nigdzie nie śpieszyło, robiliśmy to sobie powoli i finalnie „przepuściliśmy” tam wtedy Ziperę, MorW.A. i Włodka. Bilon dodał jeszcze, że: siedzieliśmy sobie w tym studiu właściwie na co dzień i sporo tam się wtedy działo. W dużej mierze w tym studiu żyliśmy i w ogóle nie czuliśmy presji czasu – pracowaliśmy sobie nad tym bardzo spokojnie. A że był to też czas, w którym ja miałem kilka różnych zawirowań streetowych i jeszcze 11 lutego 2004 roku otworzyliśmy Hempszop, to było co robić.

Zanim jednak przejdziemy do tego, jak ważną rolę w procesie promocji Klucza odegrał Hempszop – i szerzej też cały DIIL – wróćmy jeszcze na moment do słów Rudiego Felera i nie zgubmy tego, co się naprawdę liczy, tego, co jest najważniejsze – MUZYKA. Drugi indeks na ponad siedemdziesięciominutowym, debiutanckim albumie Hemp Gru nosi bowiem tytuł Nienawiść i tu większość słuchaczy w mig straciła orientację, słysząc już tylko kolejny antypolicyjny hymn. Przesterowana, rzężąca gitara napędzająca ten numer była tymczasem czymś zupełnie nowym na rodzimej scenie rapowej. A szerzej – nie miała zbyt wielu punktów odniesienia w całym świecie. Nie wpisywała się bowiem w 90'sowy rap-rockowy crossover, rapcore czy nu metal i podobnie jak Hip Hop dead prez stanowiła ten jeden noise’owy wyjątek w dyskografii zespołu. Moment, w którym emocja góruje nad estetyką.

Skrzętna misterność

Podobnie intrygujących patentów produkcyjnych Klucz był zresztą pełen. I tylko prostota i dosadność nawijki Wilka i Bilona sprawiła, że większość ludzi widzi debiut Hemp Gru jako płytę prostą i dosadną. Rzeczone wrażenie zostało tymczasem bardzo skrzętnie przemyślane i studyjnie skonstruowane. Aranżowanie bitów na żywo na kilku spiętych ze sobą bitmaszynych Akai MPC, zgodność tonalna wokali z podkładami czy obróbka sampli mieszających się już gdzieniegdzie z syntezatorami – wszystko to wciąż jeszcze nie było wówczas standardem i świetnie wpisywało się w zachodzące umuzykalnianie się polskiej sceny rapowej, za które w ogromnym stopniu odpowiadali wrocławianie z White House i warszawiak Waco.

Po jednym bicie mieliśmy od Włodka, Vienia i Kuby O, dwa od Volta, a całą resztę robiliśmy siedząc wspólnie z Wacem w studio – we wspomnianym wywiadzie mówił Wilku, a podkładom do takich numerów jak Ej ty kolo czy Sami swoi należy się tu przynajmniej jedno zdanie, bo produkcje Kuby O od zawsze były na krajowym rynku zupełnie osobne, a podpisany jako Niewidzialna Ręka DJ 600V w drugim z tych numerów stworzył jeden ze swoich najpotężniejszych syntetycznych bitów. W kwestii tego, jak niewiele sampli z Klucza zostało celnie przyszpilone przez różnej maści winylowych diggerów oddamy głos Wściekłemu Wilkowi Demonowi Zła.

Miałem wtedy całkiem sporo płyt od taty Asfalta i zapisywałem sobie w notesie, że tu w trzecim numerze, w drugiej minucie i trzydziestej piątej sekundzie jest dźwięk taki a taki, a tu w szóstym numerze na samym początku jest inny, który mógłby się z tamtym dopełniać i później z Wacem to wspólnie wycinaliśmy i kleiliśmy. To w ogóle była jakaś gruzińsko-kaukasko-mongolska muzyka, ocierająca się o takie chińskie czy indyjskie, daleko azjatyckie rejestry. Dużo w tym grzebaliśmy.

Dla większości słuchaczy Hemp Gru ważniejsze niż bity były jednak słowa Wilka, Bilona i licznego szeregu zaproszonych przez nich gości. Dla jednych to głos prawdy, dla innych – niebezpieczny wirus, a niósł się on i rozprzestrzeniał za sprawą wspominanej już tu prostoty i dosadności obu MC’s. Bez względu na to, ile linijek z tego krążka obrosło przez lata w różne memy i przeróbki, za każdym razem, gdy słyszę Wściekłego Wilka wchodzącego na mikrofon w To jest to, mam ciarki. Jebać leszczy, z lamusami się nie pieścić / Nie ma czasu, głupot nie chcę pieprzyć / Jeśli ci się nie podoba, wyłącz, jak masz dreszczyk – te kilka wersów może posłużyć za dewizę stołecznego hardcore’owego rapu z ciemnej strony i równocześnie też powód do obaw zwykłych obywateli, którzy z ulicą ani rapem nie mieli nigdy nic wspólnego.

Za co mnie bijesz? Za chęć do życia

Jeszcze bardziej bezkompromisowi, agresywni i zanurzeni w warszawskim półświatku Wilku z Bilonem byli właściwie tylko na swoich wcześniejszych nagrywkach, bo wraz z wydaniem Klucza otworzyli nowy etap w swojej twórczości – Drogę ku światłu. I choć na ich debiucie można znaleźć też sporo motywacyjnych, pouczających treści, to mienią się zwykle unurzane całe w ciężkim ulicznym syfie (jak WWDZ lubił określać swoją twórczość;wyłącz jeśli ci śmierdzi), w (miejskim) bagnie, które wysuszyć może chyba tylko rewolucja.

25_08_2023.jpg

Sama „Nienawiść” i ta idea – „28.09.1997” – wszystko zaczęło się z… niczego. Zostaliśmy pobici przez policjantów, którzy nas katowali i się wyżywali. Na komendzie zostałem znienacka uderzony z tyłu w kręgosłup, upadłem na kolana i pytam „za co mnie bijesz?”, na co usłyszałem, że „za chęć do życia”. Wtedy zrozumiałem, że coś tu jest nie tak, bo przecież policja miała chronić ludzi, a nie się nad nimi znęcać. I ja nie twierdzę, że nie ma dobrych policjantów, ale większość jednak jest zła, bo system jest zły – mówił Wilku w newonce.radio, a na moje pytanie czy za wszystkie te antypolicyjne teksty spotkały ich kiedykolwiek reperkusje podobne do tych, o jakich członkowie N.W.A. opowiadali po premierze Fuck the Police, odpowiedział Bilon: Nigdy nie były to jakieś szczególnie dotkliwe konsekwencje. One dopiero się pojawiły później… w internecie, bo jesteśmy przez system zupełnie odcięci od możliwości promowania naszych rzeczy na YouTube czy Facebooku – wszystko jest odrzucane jako treści niezgodne z ich polityką, co pewnie wynika z tego, że wolnym słowem zawsze się wypowiadaliśmy na naszych produkcjach. Jeśli natomiast chodzi o świat rzeczywisty, to nigdy mocno po ryju za to nie dostaliśmy. Były jakieś teksty przy zatrzymaniach, że „wy co HWDP, tak?!?” i jakiś policjancik wyskakiwał z łapami; to się zdarzyło, ale nigdy nie miało większego znaczenia.

Wagi nabrało dopiero wraz z latami, kiedy w 2010 roku na okładce Newsweeka pojawiło się zdjęcie Hemp Gru i słowa: Polowanie na policję. Kto kreuje modę na przemoc? Czy zespół Hemp Gru ponosi moralną współodpowiedzialność za śmierć aspiranta Andrzeja Struja? Sensacyjny artykuł autorstwa Violetty Ozminkowski z jednej strony był bowiem wprost modelowym przykładem szukania kozła ofiarnego i zrzucania odpowiedzialności za defekty systemu na popkulturę, a z drugiej dowodem na to, jak szeroko poszedł Klucz. Wydany w złotym okresie telewizji muzycznych, oprawiony w cztery mocne klipy (To jest to do dziś pozostaje chyba najbliższym lokalnym odpowiednikiem wizualnej agresji, której wzorcem było wówczas Pour Ceux Mafii K1’fry) debiut Hemp Gru dotarł do nieporównywalnie większej ilości słuchaczy niż chociażby równie bezkompromisowy w swojej ekspresji Skandal Molesty. Płyta wspięła się na dwudzieste miejsce na OLiSie w czasach, w których rapowe krążki pojawiały się tam nad wyraz rzadko (a dokładnie, w rzeczonym 2004 roku, udało się to jeszcze tylko Ostremu z Jazzurekcją i Doniowi z Monologamimuzyka), jednak najlepszym miernikiem tych zasięgów były wówczas jeszcze nie żadne liczby, ale ilość logówek Hemp Gru, które zdobiły ściany, blachy, ławki szkolne i ciuchy całej Polski.

wdz_hemszop_wwa.jpg
fot. archiwum zespołu

I tu wracamy do tematu Hempszopu i linii odzieżowej DIIL, które to inicjatywy pozwoliły Hemp Gru zbudować jeden z pierwszych realnych movementów w historii naszej krajowej sceny – ogólnopolską armię ludzi, którzy identyfikowali się już nie tylko przez to, czego słuchają, ale co noszą z dumą na bluzach czy koszulkach i co bazgrzą po ścianach. Bo jak kiedyś mówił gdzieś Wilku: Nieważne, kto pisze nasze nasze logo i jak je pisze, ważne, żeby było wszędzie. I doprawdy było wszędzie – pod barakiem na tyłach Puławskiej i Dąbrowskiego ustawiały się tłumy dzieciaków, chcących się ubrać w te ciuchy nie dla lamusów (co pilniejsi z nich dostawali zniżkę 50% na zakupy za… czerwony pasek na świadectwie), bardziej lub – zwykle – mniej stylowo tagi HG można było znaleźć na każdym osiedlu Polski, a dokładnej liczby różnej maści raperów, którzy właśnie wtedy rozpoczęli swoją przygodę z mikrofonem nie sposób policzyć.

Na farmazony nie ma miejsca / Bo mi „Klucz” otworzył drogę na szczyty / Ja nie zapominam, co mnie stworzyło – nawijał Frosti na Młodych Wilkach. Moje i Hinola pokolenie na pewno ta płyta wychowała. Zawsze jak się przecinamy z chłopakami, gramy razem na koncertach, to każdego kawałka z tej płyty słucha się z sentymentem. I na pewno też ukształtowały to nasze charaktery w jakimś stopniu – mówił Jano z Polskiej Wersji w RapNews. Zupełnie z podobną estetyką niekojarzony Taco Hemingway o Hemp Gru rapował natomiast dwukrotnie – raz w obliczu pobicia przez chłopaków z tym charakterystycznym logiem na koszulkach, a raz: Słucham czego chcę i czasem jest to nowy Drake, czasem „Klucz” Hemp Gru.

Hemp Gru w Cannes

Bodajże najbardziej niespodziewanym miejscem, w którym pojawiła się logówka Hemp Gru była tymczasem gala wręczenia nagród European Border Breakers Awards w Cannes w 2008 roku. Hemp Gru wciąż jeszcze wtedy w swojej dyskografii miało jedynie Klucz i choć w polskich mediach głównego nurtu nie widziane było w ogóle – bądź czasem – tylko jako sensacyjny wróg porządku publicznego, to Komisja Europejska doceniła ich twórczy wkład w bogactwo i różnorodność we współczesnej muzyce europejskiej. Rzeczone wyróżnienie Wilku skomentował w Teleekspresie słowami: skąd to i czemu tak akurat my – tego nie wiem w ogóle, a Bilon po latach w newonce.radio mówił mi, że trochę jak w cyrku się tam czuliśmy. Czerwone dywany, limuzyny, a my pierwsze, o co zapytaliśmy to: gdzie są jointy? Dodatkowo jeszcze przygodę mieliśmy na początku, bo podjechali kolesie na skuterze z gnatem i wyrwali torebkę Ance z Prosto, więc my ich tam ganialiśmy, ale nic się nie udało odzyskać. Zabawnie był!. Świętej pamięci Dolores z Cranberries grała przed nami, w ogóle wszyscy ci ludzie, których znaliśmy z telewizji grali przed nami… Z pokorą jednak tą nagrodę przyjęliśmy, podziękowaliśmy i tyle. Bo: Na Emokah każdy kot na cztery łapy kuty / Czy dojdziemy na skróty do lepszego życia? / Warszawska ulica to nasz styl bycia / Zjedz to, przełknij, posłuchaj i dopiero się zachwycaj, ziom!

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.
Komentarze 0