Dobry to był serialowo rok, chociaż – podobnie jak w przypadku filmów – nie trafiły się tytuły, które zmieniły grę. Nie było takiej sytuacji, jak przy ostatnim sezonie Sukcesji, że przez tydzień po emisji ostatniego odcinka mówiło się tylko o nim. Najlepsze seriale roku po prostu były, zebrały stosowną widownię, a o tym, czy faktycznie przejdą do historii telewizji, przekonamy się za jakiś czas.
To dowód i na to, że telewizja okrzepła i na to, że cały czas szuka nowych dróg ekspansji. W końcu szereg niezwykle ważnych serialowych premier to tytuły z uniwersum kinowego, będące poszerzeniem znanych już z dużego ekranu historii. Weźmy choćby Pingwina czy Diunę: Proroctwo. I chyba należy się spodziewać, że w najbliższych latach będzie to dominujący trend.
Wciąż – zdarzyło się wiele dobrego, a z tymi dziesięcioma tytułami szczególnie mocno się polubiliśmy...
10. Łowcy skór
Obiektem handlu może być niestety wszystko. Na przełomie XX i XXI wieku w łódzkich karetkach sprzedawano informacje o zgonach oraz ludzkie ciała. Przerażająca sprawa została w pewnym stopniu przemilczana, a większość zaangażowanych osób uniknęła odpowiedzialności. Dlaczego? Może dlatego, że czujemy kolektywny wstyd, za to, że jako naród byliśmy do czegoś takiego zdolni? Twórcy serialu dokumentalnego Łowcy skór stworzyli najbardziej kompletne źródło informacji na temat procederu, nakreślając widzowi genezę i przebieg sprawy. To, co jest jednak w tym serialu najbardziej poruszające, to relacje rodzin ofiar. Żyjemy w czasach totalnej obsesji na punkcie true crime'ów, ale Polska nie miała w tej materii za dużo do zaoferowania. Do czasu Łowców skór.
9. Pingwin
Takie czasy, że produkcje komiksowe, by pozostać wiarygodnymi, muszą… odejść od komiksowości. Pingwin robi to wręcz ostentacyjnie. Jaki serial komiksowy?! Przecież to jest Martin Scorsese w wersji brutalnej; odyseja głównego bohatera przez świat ludzi albo złych, albo jeszcze gorszych. Może i faktycznie to jest tylko konwencjonalna historia gangsterska, ale brud, który w tej wizji lepi się do Gotham City, jest nie do zapomnienia.
8. Fallout
Puryści narzekali, że za bardzo to pstrokate, bo skąpana w szarości gra tylko podkreślała smutek życia w erze postapokaliptycznej. Ale z drugiej strony – wszystko zostało zachowane. I nerw, i napięcie, i tętniący pod skórą lęk – nie tyle przed wielkim wybuchem, bo od tego się zaczyna, ale przed tym tym, że po nim może być już tylko gorzej. Poza tym jest coś uroczo przekornego w tym, że wielka mediowa korporacja ładuje setki milionów dolarów w serial, który jest misternie zawoalowaną krytyką myślenia biznesowego.
7. X-Men '97
Banda mutantów chroni świat – gdzieś to już słyszeliśmy. Jest jednak w tej serii coś, co wyróżnia nowych X-Menów od innych produkcji superbohaterskich. Co dokładnie? Może szacunek okazany poprzednikom; może postaci, których nie da się zaszufladkować według obowiązującego standardu, gdzie mamy je zwykle biegunowo zrobione albo w typie Avengers, albo w typie Boys; może po prostu nostalgiczny przelot. X-Men 97’ nie odkrywa Ameryki... nie odkrywa w zasadzie niczego nowego, tylko wyciąga najlepsze z tego, co kochamy w gatunku.
6. Arcane
To jedna z najlepszych produkcji Netfliksa. Kropka. Warto było czekać całe trzy lata na premierę drugiego sezonu, bo Arcane – jak żadne inne animowane show – przetrwało próbę czasu, a twórcy dowieźli serial wizualnie na poziomie, którego nie osiągnęła żadna animowana produkcja telewizyjna z ostatnich lat. Riot Games przetarli szlaki dla kolejnych prób przeniesienia uniwersum z gier na streamingi przy pierwszym sezonie; przy drugim oznajmili całemu światu ustami Vi: The hole gets smaller, but you never fill it. I tak – pustka po tej serii szybko się nie wypełni.
5. Ripley
Nowa wersja opowieści o Tomie Ripleyu powstała, żeby ją odmłodzić? Gdzie tam. W netfliksowym Ripleyu ma się wrażenie, że chciano ją wręcz postarzeć. Wszechobecna czerń i biel w połączeniu z wystudiowanymi kadrami sytuują Ripleya w okolicach lat pięćdziesiątych i złotej ery Hollywood. Ale nie to jest najważniejsze, a próba kompleksowego wejścia w umysł zbrodniarza. Próba udana. Nikt tu nie idzie na łatwiznę, a widz czuje się jak psycholog, bo im dalej w serial, tym bardziej czuje się, że Ripleya nie da się rozgryźć. O to chodziło.
4. Reniferek
Miał być zwykły serial o stalkingu, wyszła porażająca historia, w której odbijają się traumy współczesnego świata – depresja, potrzeba atencji, poszukiwanie tożsamości, a przede wszystkim rozpaczliwa walka z samotnością. Bo to ona napędza i stalkerkę, i faceta, który jest jej ofiarą, ale jednak, nie wiedzieć czemu, jest w tej relacji. A już najmniej przyjemnie robi się wtedy, kiedy z tyłu głowy świta, że to wszystko wydarzyło się naprawdę.
3. The Bear
Niejeden serial na wysokości trzeciego sezonu był już wypalony jak zaduszkowy znicz pod koniec listopada, ale to nie jest ten przypadek. Niezależnie, co słyszeliście o trzecim sezonie The Bear – twórcy wspięli się tu na absolutne wyżyny. Wiadomo było to już po pierwszym odcinku, gdzie zredefiniowany został język serialu i nastąpiła opowieść o chaosie przez ambient. Serwetki i Kruszony lód? Jedne z najlepszych serialowych epizodów ever. A po finale już nie ma wątpliwości, że to jest tytuł na czołówkę naszej zaktualizowanej listy 50 naszych ulubionych seriali wszech czasów.
2. The Curse
Prawdopodobnie obok powrotu Miasteczka Twin Peaks jest to najbardziej awangardowa i odważna rzecz, jaką dało się zrobić w serialowym mainstreamie. Naczelny wywrotowiec telewizji – Nathan Fielder (The Rehearsal) do spóły z Bennym Safdie (Good Time, Uncut Gems) i Emmą Stone, która gra tu rolę życia, wyprawiają w The Curse igrzyska dyskomfortu i niewygody. Żaden serial wcześniej nie uderzał w podobne emocje; żaden nie miał tak niezwykłego zakończenia!
1. Szogun
Mówi się, że Szogunowi status produkcji idealnej odbiera wolne tempo poszczególnych scen. Dla nas jednak to one są najbardziej poruszające. Druga adaptacja bije na głowę tę pierwszą, a przecież starsi widzowie przyznają, że wersja z lat osiemdziesiątych to ponadczasowe dzieło. Chcielibyśmy tak pieczołowicie podchodzić do wszystkiego w życiu, jak twórcy nowego Szoguna do pokazania ceremonii parzenia herbaty. Rozbicie banku podczas rozdania Emmy nie wzięło się znikąd.