W ubiegłym roku triumfowało u nas Scaring the hoes JPEGMAFII i Danny'ego Browna. Dwa lata temu – Rosalía z Motomami. Jak jest tym razem? Miejsce pierwsze nie powinno budzić kontrowersji, ale w dziesiątce nie zabrakło zaskoczeń.
Najpierw Kanye West zakręcił karuzelą kontrowersji i wjechał z Vultures, otwierając superrozczarowujący dyptyk. Potem okazało się, że Like That z albumu Future'a i Metro Boomin stanowiło zarzewie beefu, którym wszyscy żyliśmy przez kolejne miesiące. Mniej więcej w tym samym czasie Beyoncé wydała Cowboy Carter, wzbudzając dyskusję, czy jej country jest po pierwsze – warte poświęconej uwagi, a po drugie – wiarygodne. Niedługo później Sabrina Carpenter śpiewała Espresso, a Taylor Swift zaprezentowała The Tortured Poets Department, kontynuując przy tym The Eras Tour – jeden z największych koncertowych blockbusterów ever. Zaczęło się i skończyło Brat Summer, Tyler wydał – po sensownym rolloucie – Chromakopię, a Kendrick – właściwie bez rolloutu – GNX... Tak wyglądał 2024 rok w przemyśle muzycznym, jeśli chodzi o najbardziej nośne i zasięgowe wydarzenia. Które z nich znalazły odbicie w naszym TOP 10 światowych albumów?
10. Cash Cobain – Play Cash Cobain
Już dawno temu chodził nam po głowie materiał zatytułowany Cash: jedyny Cobain, którego trzeba znać. Ostatecznie nie powstał; powstał natomiast – jeszcze lepszy od ubiegłorocznego Pretty Girls Love Slizzy – zestaw utworów Play Cash Cobain, gdzie brat ponownie przełożył język drillowej przemocy na język miłości. Z naszej perspektywy – właśnie ten Freshman XXL stanowi oczywisty peak na najbliższy Clout Festival.
9. JPEGMafia – I Lay Down My Life for You
Jeśli masz ochotę na zjawiskowe, po***ane beatswitche, to włącz sobie JPEGA! To chyba najlepsza rekomendacja, jeśli chodzi o twórczość Barringtona Hendricksa. I Lay Down My Life for You to projekt, na którym Peggy garściami czerpie ze świata rocka i metalu, a efekt jest zaskakująco przystępny. JPEGMAFIA jest artystą kompletnym, dlatego każda jego premiera jest dla nas dużym wydarzeniem.
8. Vampire Weekend – Only God Was Above Us
Zdobywcy Grammy za Modern Vampires of the City i Father of the Bride powrócili po pięciu latach fonograficznej przerwy z albumem, który rozpatrywać można w pewnym stopniu jako dojrzałą kontynuację opus magnum sprzed ponad dekady. Vampire Weekend bez ckliwej nostalgii dekonstruują własną legendę i mitologię Nowego Jorku, przyglądając się w zadumie przemijającej młodości. Ale to nie jest żaden mecz oldboyów, tylko zachwycająco napisana i barokowo zaaranżowana płyta składu, który uznać należy za absolutnych klasyków ostatniego dwudziestolecia z hakiem. Mamy w ekipie takich, dla których Only God Was Above Us to album roku.
7. Future, Metro Boomin – We Don't Trust You
Już teraz śmiało możemy nazwać ten album historycznym. I to nie tylko dlatego, że stał się polem bitwy i zapalnikiem wielkiego beefu Kendricka Lamara z Drake'em, ale też – może przede wszystkim – dlatego, że stanowi ostateczny dowód na niesamowity talent i kunszt Metro Boomina. Nie ujmując oczywiście nic Future’owi (ależ on ma za rok!), ale to właśnie Metro prowadzi ten materiał. Świeże produkcje napędzane mrokiem, a wszystko to połączone z niepodrabialnym wokalem rapera i gościnnymi zwrotkami od m.in. Travisa Scotta, Playboia Cartiego czy wspomnianego wyżej Kendricka stawia We Don't Trust You w samej czołówce rapowych płyt tego roku.
6. Denzel Curry – King of the Mischievous South Vol. 2
Jakiś czas temu, w jednym z naszych materiałów padło, że Denzel Curry to obecnie najlepszy raper na świecie. Po premierze GNX Kendricka zapytano nas na Instagramie, czy dalej tak uważamy. Odpowiedź brzmi: tak. Mamy za sobą kilka mocno przekminionych krążków Zeltrona, dlatego w tym roku raper z Florydy postanowił zaserwować coś innego – kipiący dirty southem mixtape, na którym nap***dala barsami bez większych przemyśleń. Niech najlepszym dowodem na to, ile przyjemności dostarcza KOTMS Vol. 2 będzie fakt, że jest to jedna z najczęściej słuchanych przez nas płyt 2024 roku.
5. Tyla – Tyla
Tyla to zaledwie 22-latka, a już ma na koncie Grammy (Best African Music Performance), przebój rozpoznawalny na całym świecie (Water) i debiut, na który dograł jej się Travis Scott. Jeśli chodzi o Grammy, wydarzyła się w ogóle ciekawa rzecz – Południowoafrykanka nie będzie teraz konkurować w kategorii r&b, a w kategorii pop, gdzie mamy też choćby Taylor Swift, Billie Eilish czy Sabrinę Carpenter. I z całym szacunkiem dla tych artystek, dysponujących znacznie większą marką, Tyla wjechała w tym roku z najbardziej witalnym i odświeżającym materiałem spośród nich. Generalna cała ta fala artystów z Afryki to najlepsze, co mogło zdarzyć się światowej scenie muzycznej. Aha – no i widzimy się w przyszłym roku na Open'erze!
4. Fontaines D.C. – Romance
Cel jest jasny: zamknkęliśmy na dobre erę małych klubów, czas na erę stadionową. Fontaines DC wjeżdżają w nią z anturażem Y2K i płytą najeżoną follow-upami – od Depeche Mode, przez Jamesa Joyce’a, po horrory dla nastolatków. Udało się, ponieważ to po prostu zbiór przepięknych, chociaż mocno rozpiętych stylistycznie numerów. I popis rzemiosła; bez wyśrubowanego do perfekcji songwritingu nie byłoby singlowego Starburster – wybitnego rapu, który nie jest rapem; bez pisarskiej dyscypliny nie byłoby poruszającego swoją prostotą In A Modern World. Czy w czasach prymatu hip-hopu nad resztą gatunków świat potrzebował zbioru kawałków, pod którymi mogliby podpisać się U2, gdyby tylko byli młodsi i lepsi? Na to wygląda.
3. Schoolboy Q – Blue Lips
Co to jest za wspaniały album! A zarazem dowód na to, że najlepsza sztuka wykluwa się w cierpieniu. Q nie ukrywał w wywiadach, że okres przed wydaniem Blue Lips nie był dla niego najlepszy, przełożył więc swoje myśli (lecące od tematów rodzinnych po niepokoje społeczne) na cięte ze starego soulu sample i tylerowskie, ponure basy. Wyszło tyle spójnie, ile antyprzebojowo, ale kogo to obchodzi przy tak mocnym wydawnictwie. Jak wracać z niebytu, to właśnie tak – stawiając przed słuchaczem stylowe wyzwanie!
2. Nia Archives – Silence Is Loud
Mocny kandydat do tytułu płyty roku, ukoronowanie dotychczasowej kariery, a jednocześnie dowód na to, że można złożyć hołd dobrze znanemu gatunkowi i wnieść do niego wartość dodaną – pisaliśmy po premierze Silence Is Loud. Wyczekiwany debiut Nii Archives dał wszystko, na co liczyliśmy. To hołd dla brytyjskiej muzyki klubowej połączony z bardzo osobistą i emocjonalną liryką. Jungle, drum&bass i bedroom rave, ale też trochę gitar czy R&B. Z perspektywy czasu aż trudno uwierzyć, że żaden label nie był zainteresowany jej muzyką i żeby ją wydać, musiała założyć własną wytwórnię. Trzy EP-ki poprzedzające ten projekt, a potem już samo Silence Is Loud udowadniają: Nia Archives to obecnie – obok PinkPantheress, Rachel Chinouriri i Charli XCX – najciekawsza artystka z Wysp Brytyjskich.
1. Charli xcx – Brat
Chyba nikogo nie dziwi, że to Brat znajduje się na szczycie naszej listy – nie mogło być inaczej. Charli xcx swoimi melodiami i TikTok-friendly tekstami zdołała przekonać nawet najbardziej basic ludzi do tego, że mogą odnaleźć się w estetyce rave’owej. I – w swoim przeświaczeniu oczywiście – stać się brat. Ten album to zwieńczenie wieloletniej pracy artystki, która ukształtowała hyperopop i teraz przeniosła go do mainstreamu. Charli sama stwierdziła, że kultura poszła w kierunku messiness oraz nisz, a my nie moglibyśmy być tym kierunkiem bardziej zajarani.
Komentarze 0