Wielki sprawdzian Russella otwiera życiową szansę dla Aitkena. Ruszyła lawina w F1

Zobacz również:„Pobyt kierowcy w zespole to romans, nie małżeństwo”. Świat Formuły 1 z perspektywy dyrektora (WYWIAD)
F1 Grand Prix of Sakhir - George Russell
Fot. Mark Thompson/Getty Images

Ten sezon Formuły 1 zostanie zapamiętany jako najbardziej szalony w erze hybrydowej, a może i tym millenium. Niestety, częściowo z powodów, których wolelibyśmy nie mieć, ale pandemia rządzi się swoimi prawami. Trzeci kierowca otrzymał pozytywny wynik testu na koronawirusa, a jako że był nim Lewis Hamilton, uruchomiła się prawdziwa lawina zdarzeń w padoku F1.

Brytyjczyk był testowany trzykrotnie przez cały tydzień w Bahrajnie. To kraj, w którym restrykcje są dosyć mocne i nie ma opcji dostania się tam nawet z wątpliwym wynikiem testu. Lądujesz na lotnisku? Zapraszamy do testu. 80 dolarów i szybko do hotelu - aż nie będzie wyniku. Każda osoba związana z F1 musiała przez to przejść.

Wszystkie testy Lewisa Hamiltona w poprzednim tygodniu były negatywne. W poniedziałek obudził się jednak z lekkimi symptomami, a dodatkowo z Wielkiej Brytanii przyszły niepokojące wieści. Jedna z osób, z którymi kierowca Mercedesa widział się przed wylotem, otrzymała pozytywny wynik. To oczywiście doprowadziło do kolejnego testu, a ten już dał wynik pozytywny. Oczywiście, dla pewności, powtórzono procedurę, a kiedy drugi również był dodatni, Hamilton został skierowany na kwarantannę. Przepisy Bahrajnu i tak mówią o ponownym teście po 10 dniach pobytu w kraju, więc nawet bez symptomów sytuacja byłaby bliźniacza. Jednak to dało więcej czasu Mercedesowi na reakcję i znalezienie zastępstwa.

KIEROWCA SCHRODINGERA

Ten podtytuł to trochę śmiech przez łzy, szczególnie dla kierowców rezerwowych Mercedesa. Przed sezonem też zdawało się, że Stoffel Vandoorne i Esteban Gutierrez nogi Boga złapali. McLaren i Racing Point byli bez rezerwy, więc dogadali się z Toto Wolffem, że w razie czego użyczy im kierowców. Tylko w całej tej sytuacji zapomniał o tym, że fizycznie to tylko jeden z nich może ewentualnie wystąpić w wyścigu. Po zmianie przepisów ekipa z Brackley zapomniała, że Esteban utracił superlicencję przez brak jazdy bolidem i musiałby wykonać przejazd testowy autem, co najmniej 300 kilometrów. Przy tak napiętym grafiku nie było na to najmniejszej możliwości, więc kiedy niedysponowany był Sergio Perez, pozostał tylko Vandoorne. Belg w tym czasie ścigał się w swojej macierzystej serii, Formule E, i w ten piękny sposób Racing Point został z tak zwaną ręką w nocniku.

Finalnie postanowili sięgnąć po Nico Hulkenberga, który pozostał kierowcą rezerwowym ekipy i kiedy niedysponowany był Lance Stroll został ściągnięty na tor w trybie pilnym. Pomimo tego, że Vandoorne się na nim znajdował. To był pierwszy znak, że coś tutaj chyba nie gra. Cały świat Formuły 1 z wielkim poruszeniem obserwował te ruchy personalne wykonywane przez zespoły, kto gdzie ewentualnie może kogoś zastąpić. Tu Kubica w Alfie, tutaj Buemi w Red Bullu… Prawda była jednak taka, że kiedy trzeba było postawić na rezerwowego, to nikt nie chciał tego zrobić przez wzgląd na małą ilość jazd. Testy ograniczono do minimum i ich jedyne spotkania z bolidami to symulator albo jeden-dwa przejazdy w sezonie. Wbrew pozorom to też nie jest zdrowe dla Formuły 1. Szczególnie przy tak szalonym sezonie. Testy przed sezonem skrócono do 3 dni, tłumacząc to cięciem kosztów. Powód jest jasny i trudno z nim polemizować, F1 obecnie generuje straty, ale to oczywiście kwestia przejściowa. Tylko zapominamy o tym, że pojawiają się nowi kierowcy w stawce, a część zmienia zespoły. 2021 może być najtrudniejszym rokiem do zadebiutowania na gridzie.

Wracając jednak do tematu - ostatecznie okazało się, ile warta jest instytucja kierowcy rezerwowego właśnie po pozytywnym teście Hamiltona. Vandoorne przebywał w Walencji na teście Formuły E. Natomiast kończył go w poniedziałek i tak czy siak miał dołączyć do zespołu w Bahrajnie. Było to zaplanowane jeszcze przed zaistniałą sytuacją. W tym momencie logicznym wydawało się postawienie na Belga. Pozostawał w formie, przeleciał z Mercedesem połowę sezonu po świecie i był w stawce nie tak dawno temu. Czekaliśmy więc na ogłoszenie 23. kierowcy w tym sezonie, po tym jak Haas potwierdził Pietro Fittipaldiego w miejsce Romaina Grosjeana.

TOTO WOLI SWOJEGO JUNIORA

W szefostwie Mercedesa zdania były jednak odmienne. Vandoorne nie był wcale pierwszym wyborem i to antycypowała większość dziennikarzy. Oczy całego świata F1 wcale nie patrzyły na logiczny wybór Belga, a skierowały się na garaż Williamsa. Przy okazji pozytywnego wyniku Pereza spekulowano, że to właśnie George Russell mógłby go zastąpić. Finalnie ten temat jednak upadł i wyglądało na to, że nie ma możliwości zastąpienia kogokolwiek będąc pod kontraktem z inną ekipą. Kiedy jednak chodziło o zespół fabryczny Toto Wolff poruszył niebo i ziemię, aby dostać tego kierowcę, którego potrzebował.

Russell to przede wszystkim junior Mercedesa. Już przed tym sezonem spekulowano, czy zastąpi Valtteriego Bottasa, ale kontrakt w Williamsie na to nie pozwolił. Poza tym utrzymanie statusu quo na ten rok było na rękę całej ekipie Srebrnych Strzał. Natomiast Brytyjczyk pozostaje w ścisłych stosunkach z Brackley, co jakiś czas testując ich bolid. W całym nieszczęściu, które dotknęło Hamiltona pojawiła się opcja na sprawdzenie swojego „next big thing” w warunkach bojowych. Toto Wolff skontaktował się z nowymi właścicielami Williamsa i dogadał zamianę, która była mocno oczekiwana przez wszystkich. Russell dostał zielone światło i tym samym wyrzucił przez okno nadzieje Vandoorne’a.

Z jednej strony trudno się Mercedesowi dziwić. Rusell jest wyjeżdżony, ma za sobą drugi pełny sezon w F1. Z drugiej, tak po ludzku szkoda Belga. Miał teoretycznie trzy okazje, gdzie mógł się wykazać i wskoczyć do stawki, a praktycznie nie był tego nawet blisko. Trudno się w sumie dziwić szefowi Mercedesa, że woli postawić na swojego juniora wciąż będącego w stawce niż na byłego kierowcę Formuły 1, który zapamiętany został z tego, że Alonso wygrał z nim kwalifikacje 21-0.

ZERO PRESJI, DZIECIAKU

Russell to facet z sukcesami w seriach juniorskich. Wystarczy przypomnieć, że najwyższe i najważniejsze serie juniorskie, czyli GP3 (obecnie F3) oraz F2 wygrał w swoim pierwszym sezonie startów. Lista ludzi mogąca poszczycić się takim osiągnięciem jest bardzo krótka. Jasne, Brytyjczyk nadal nie zdobył punktu w Formule 1. Dodatkowo oczywiście powstało z tym pełno memów i to jeden z ulubionych żartów formułowych memiarzy. Czasami w naszym kraju można nadal spotkać się z dziwną wrogością oraz agresją skierowaną w stronę kierowcy Williamsa, ale taki element nie zasługuje nawet na dłuższe pochylanie się nad nim.

Russell ścigał się pod presją, inaczej nie zostajesz mistrzem. Natomiast to, co czeka go w ten weekend, jest poza wszelką skalą, jaką zna. Cały świat F1 będzie dokładnie patrzeć na bolid Mercedesa z numerem 63. Każdy błąd, każda niedoskonałość czy niezdobyta pozycja w kwalifikacjach będzie wytykana i głośno komentowana. Już treningi będą przez niektórych traktowane jak wyrocznia.

Brytyjczyk jest na musiku, to typowa sytuacja „make or break”. Jeżeli pokaże się z dobrej strony może zdecydowanie umocnić swoją pozycję na najbliższe lata, a osłabić pozycję Bottasa. Jeżeli popełni błąd eliminujący go z wyścigu to przyszły rok może być ostatnim w Formule 1. To bardzo trudna sytuacja i Russell musi z niej wyjść obronną ręką, jeżeli jego celem jest fotel w Mercedesie. Dodatkowo nakłada to także presję na Bottasa, który nie powinien przegrać z chłopakiem wchodzącym z marszu do nowego samochodu.

Najciekawsza rozgrywka w Mercedesie od czasu sezonu 2016 odbywa się właśnie na naszych oczach.

WSZYSCY ZAPOMNIELI O AITKENIE

Oczywiście, że Mercedes swoimi decyzjami elektryzuje najbardziej. Haas ogłosił kierowców na nowy sezon, a to zostało przyćmione wyborem rezerwy za Hamiltona. To pokazuje jak wielką marką stał się zespół z Brackley i jakie znaczenie ma dla całej F1. Jednak, tak samo zadziałało ogłoszenie Micka Schumachera i Nikity Mazepina dla Jacka Aitkena. Momentalnie wszyscy pozapominali, że przecież Russell jeździł w Williamsie i tam pozostał wolny fotel. Mało tego, to właśnie ekipa z Grove pierwsza poinformowała, że Aitken zastąpi Russella, ale trochę nikt tego nie zauważył. To z jednej strony dobrze dla niego. Dużo mniejsza presja, bo niestety to tylko Williams, a ten nikogo praktycznie już nie interesuje, kiedy George ma kombinezon z trójramienną gwiazdą.

Jack Aitken swoją drogą jest ciekawym przypadkiem. Odszedł przed tym sezonem z juniorskiego programu Renault. Ciężko powiedzieć, czy spodziewał się co się święci i wyczuł pismo nosem. Natomiast kolejka do miejsca we francuskiej ekipie jest bardzo długa i Brytyjczyk doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Finalnie wylądował w Williamsie, co było swego rodzaju zaskoczeniem. Większość ludzi nie rozumiała zbytnio tego podejścia. Aitken ma już 25 lat, więc w kategoriach F1 daleko mu do juniora. Dodatkowo poszedł do zespołu zaczopowanego. Latifi ma pieniądze, Russell to junior Mercedesa. Zdobycie miejsca w Willimasie obecnie oznacza albo dobre układy z Mercedesem, albo gruby portfel. Tymczasem absolutnie z zaskoczenia pojawiła się dla niego opcja zastąpienia George’a Russella. Trudno mi sobie wyobrazić aby to miało się przerodzić w przyszłe miejsce w stawce. Aitken raczej nie ma „papierów” na ściganie się na najwyższym poziomie. I słowo w cudzysłowie możecie traktować dwojako.

To będzie absolutnie pasjonujący weekend. Dwóch debiutantów w F1 i Russell w Mercedesie zwiastują dużo ciekawych historii i szczerze mówiąc, już nie mogę się doczekać. Polecam dokładnie przyglądać się poczynaniom Russella. W jakimś stopniu przekonamy się czy brytyjskie media mają rację upatrując w nim przyszłego mistrza świata i kierowcę formatu Hamiltona czy Verstappena.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Fanatyk Formuły 1, ale praktycznie obok żadnego sportu nie przechodzę obojętnie. Współtwórca największego podcastu o królowej sportów motorowych w Polsce - Budnik i Pokrzywiński o F1. W newonce.radio współprowadził PIT STOP.