Wojtek Koziara: „Szczególnie dobrze pracuje mi się z Okim, Żabsonem i Malikiem Montaną” (WYWIAD)

Wojtek Koziara
Piotr Książek

Współpracował z Taco Hemingwayem, Quebonafide, Okim, Malikiem Montaną, Bonusem RPK czy Kazem Bałaganem. Nam opowiedział o niebezpiecznych sesjach zdjęciowych, które szczególnie utkwiły mu w pamięci i o tym, że... Jeremy Sochan rozbił mu w Teksasie aparat fotograficzny. Oto Wojtek Koziara – jeden z najbardziej rozchwytywanych polskich fotografów.

Amerykański fotograf Chi Modu powiedział kiedyś, że lepiej czuł się podczas sesji na mieście, niż pracując w sterylnych studiach na pastelowym tle. Jak to wygląda u ciebie?

Kiedyś zdecydowanie lepiej czułem się na miejskim spocie niż w studiu. Dziś... różnie. Wiele zależy od zlecenia. Jednego dnia lepiej mi w sytuacjach zastanych, na mieście, gdzie działam spontanicznie, a innego czerpię radość z wymyślania nowych, kreatywnych rzeczy i budowaniu czegoś od początku, robienia na przykład scenografii w studiu.

Co wobec tego zmieniło się w twojej głowie?

Nie zabierałem się za takie produkcje, bo bałem się, że nie dam rady. Czułem lęk przed dużymi projektami. Jednak kiedy zobaczyłem, że da się to zrobić zatrudniając odpowiednie osoby, uwierzyłem w siebie i czerpię z tego dużo frajdy. Na luzie robię rzeczy, o których kiedyś nawet nie myślałem. Cały czas rozwijam się jako artysta. Mój mindset w ostatnich latach bardzo się zmienił i nawet to, co mówię teraz, za jakiś czas może być już nieaktualne.

Takie podejście wynikało też z kompleksów?

Moja droga fotografa jest długa i wydaje mi się, że po części to mogło wynikać z tego, o czym mówisz. Jestem z małego miasta, więc myślałem, że duże produkcje zdjęciowe nie są w moim zasięgu, ale robiłem swoje – korzystałem ze swoich narzędzi i wyciskałem z nich sto procent. Takie podejście mam zresztą do dzisiaj, więc na planie daje z siebie bardzo dużo niezależnie od oświetlenia czy miejsca.

Jesteś z małego miasta. Tego samego co Quebonafide.

Poznaliśmy się w Ciechanowie dawno temu, kiedy Kuba działał jeszcze z producentem Fuso w ramach duetu Yochimu. Z tamtych lat pamiętam na przykład nasz wspólny, ziomalski wyjazd na Hip-Hop Kemp do Czech. Ja z czasem przeprowadziłem się do Trójmiasta – cykałem wtedy dużo fotek dla branży sportowej, ale w pewnym momencie stwierdziłem, że to nie do końca moja bajka. Raz na jakiś czas wpadałem w rodzinne strony i podczas jednego z takich powrotów, Quebo zaproponował mi wspólny wyjazd do Tajlandii, gdzie chciał robić – jak to wtedy nazwał – jakiś projekt muzyczny. Jasne, jadę z wami – powiedziałem od razu. Tam zrodziła się nasza współpraca, a po powrocie Kuba wymyślił Egzotykę. Pamiętam, że lecąc tam, nie było jeszcze planu, by ten krążek nazywał się w ten sposób. Mieliśmy nagrać jeden numer. To był w ogóle mocno melanżowy wyjazd, ale znaleźliśmy też trochę czasu na zwiedzanie.

Wspomniany na początku Chi Modu powiedział też kiedyś: Jeśli dokumentujesz pewien styl życia i ten 19-latek, z którym się spotykasz, ma przy sobie dwa naładowane pistolety gdziekolwiek nie pójdzie, to pytaniem nie jest, dlaczego ja to fotografuję, ale to, dlaczego on nosi przy sobie te dwa gnaty? Moje pytanie jest takie: Dlaczego dzieciaki w Chicago biegają wszędzie z bronią palną? Pytam o to, bo wydałeś album poświęcony tamtejszemu klimatowi.

Lecąc do Chicago miałem w głowie obraz, jak to wszystko może wyglądać, ale będąc na miejscu, doznałem zaskoczenia. Okazało się, że ci goście – a przynajmniej większość z nich – cały czas są pod kopytem. Ci, którzy nie mieli przy sobie broni, byli szefami albo mieli za sobą duże wyroki i nie chcieli bujać się na przypał. Cały czas żyją w stresie. Boją się, że ktoś chce ich odjebać. Toczą walke z policją lub innymi gangami. Miałem sytuację, kiedy chciałem zrobić typowi zdjęcie na skrzyżowaniu, ale powiedział, że nie może tam podejść, bo jest duża szansa, że coś mu się stanie. Mówili mi też, że mając 12 lat zrzucali się w pięciu na jedną broń. Nie chcę uogólniać i nazywać tego kulturową kwestią, ale z moich obserwacji wynika, że ta przemoc jest w nich.

Jak wzbudza się zaufanie u takich ludzi na drugim końcu świata?

Uznałem, że moim atutem jest fakt, że jestem z Europy. Z zewnątrz, spoza ich świata. Zauważyłem, że brakuje im odrobinę uwagi, szukali jej, więc im ją dałem. Nagle przyleciał białas z Polski, który chciał robić im zdjęcia, zadawał pytania, rozmawiał z nimi i – oczywiście nie wszyscy – dzięki temu się otwierali. Momentami miałem wrażenie, że są wręcz zajarani tym, że jestem z daleka i robię im foty. Cały czas grałem tą kartą, że jestem białaskiem z Europy, który chce pokazać, jak sobie żyją w Chicago.

Możesz zdradzić, o czym z nimi rozmawiałeś?

Żyją z dnia na dzień, trochę w bańce – ich świat kręci się wokół hajsu, ćpania i alkoholu. Przyzwyczaili się do takiej rzeczywistości. Były też gadki o tym, jak wyrwać się z getta – ci bardziej inteligentni i obrotni stawiają na sztukę albo sport. Spora część z nich rapuje, ale chyba tylko nieliczni traktują ten rap poważnie i jako sposób na wyrwanie się z getta. Trudno mi o tym mówić, trochę generalizuję, bo każdy przypadek jest inny i należy mu się osoba historia, ale podam ci przykład. Najczęściej bujałem się na miejscu z takim ziomkiem Aero, który miał 26 lat. Był ambitny, rapował sobie i chciał wyrwać się z miasta. Widziałem się z nim w marcu, a w listopadzie dostałem info, że go zastrzelili. Miał sześć ran postrzałowych.

Powiedziałeś, że przyzwyczaili się do swojej rzeczywistości.

Aero ostrzegał mnie przed jeszcze młodszymi typami. Ci to w ogóle są totalnie bezwzględni – potrafią zabić człowieka tylko po to, by móc o czymś zarapować. Są zniszczeni. Ich ojcowie, dziadkowie czy bracia siedzą w więzieniach, więc jest im naprawdę wszystko jedno. Odebrać komuś życie to dla nich nic.

Ty miałeś podbramkowe sytuacje?

Takie sto procent niebezpieczne to nie, ale już pierwszego dnia przeżyłem coś mocnego. Byłem z chłopakami na osiedlu i w pewnym momencie przejechał wolniej samochód, wszyscy złapali za klamki, podeszli do płotu i... co ja mam robić? Zrobiłem zdjęcie. Przez cały pobyt miałem non-stop wywalony kortyzol, bo wiesz... jestem obcym typem, jedynym biały na osiedlu, a tu sytuacje typu Dawaj z nami do mieszkania. Toczyłem walkę z samym sobą, czy iść, bo przecież w tym mieszkaniu mogło zdarzyć się wszystko, ale uznałem, że skoro już tu przyleciałem, to poszedłem. W końcu byłem tam w roli obserwatora i fotografa.

Co działo się w tych mieszkaniach?

Trap house. W mieszkaniu Aero byłem z 20 minut i przewinęło się tam mnóstwo ludzi. Panował dziwny klimat, trudno to nazwać. Moją uwagę najbardziej zwrócił obrazek, kiedy w całym tym trapowym syfie od dragów i alkoholu, spał sobie mały czterolatek. Przez mój cały pobyt nawet nie drgnął, tylko sobie spał. Dziwny obrazek.

Co ci ten pobyt dał?

Na pewno uzmysłowiłem sobie, że żyjemy w Polsce w bardzo bezpiecznych warunkach. U nas jest lajcik. Tam chłopaki od rana do wieczora żyją na pełnym oriencie, czy ktoś ich nie zastrzeli. Kiedy z nimi gadałem, to rzadko patrzyli mi w oczy, cały czas spoglądali na boki, czy coś się nie dzieje. Nie dziwię im się, bo są naćpani jakimiś lekami, piją mocny alkohol, non-stop palą zioło i... ta broń. Nieraz było tak, że nie mogłem przewidzieć, co się za chwilę wydarzy. Szaleństwo.

Tak sobie teraz myślę – po co ty właściwie tam pojechałeś? Co cię popchnęło w to hardkorowe miejsce?

Ciekawił mnie temat życia w Chicago. Długo to za mną chodziło, aż w końcu pojawiła się opcja, by tam polecieć. Nie leciałem z opcją robienia projektu fotograficznego, to zadziało się z czasem. Poleciałem wyżyć się zdjęciowo.

OKI
Wojtek Koziara

Pozostając w temacie Stanów, ale teraz o bezpieczniejszych rewirach. Byłeś z Okim w Teksasie u Jeremy'ego Sochana.

Jeden z fajniejszych wyjazdów w moim życiu, podczas którego Jeremy rozwalił mi obiektyw.

Jak to?

Grali w kosza, wszedłem na drabinę i chciałem im zrobić zdjęcie. Trzymałem aparat, Jeremy rzucił niefortunnie piłką i trafił w mój aparat, spadł na ziemię i pojawiło się szkło. Jeremy tak się przejął, że już chciał jechać do sklepu, odkupić mi sprzęt, ale okazało się, że poszło tylko małe wgniecenie, a to, co się zbiło to filtr UV. Małe szkody, ale stres był. Do dziś pamiętam jego minę. Później już bezpiecznie wszedłem na drabinę i zrobiłem legendarne foto. Jeremy jest totalnie wyluzowanym gościem i mimo że miał swoje zobowiązania, to poświęcił nam dużo czasu.

Polscy raperzy też są wyluzowani podczas pracy?

Mam z nimi dobry przelot. Szczególnie dobrze pracuje mi się z Okim, Żabsonem i Malikiem Montaną.

Podobno z Malikiem mieliście gęste sytuacje we Francji.

Mieliśmy kilka ciekawych sytuacji pod Paryżem na osiedlach, ale one nie były jakoś turboniebezpieczne. Mieliśmy lokalsów, którzy nas oprowadzali i komuś się nie spodobało, że bujamy się tam z kamerą, ale szybko było to ucinane i był luz. Mam ciekawe wspomnienie z planu filmowego. Typ przyjechał vanem, a w środku miał sześć kałachów. Każdy podawał przez szmatę, by nie zostawiać odcisków palców. Nie miałem pojęcia, gdzie ten sprzęt wcześniej był, czy jest naładowany, odbezpieczony. Nagle te małoletnie łebki w kominiarkach, biorą je do ręki i celują w mój obiektyw. Wcześniej o tym nie myślałem, ale później przyszła mi taka myśl, że komuś mógł się na przykład osunąć palec, a wtedy byłoby średnio.

Ciągnęło cię kiedyś, by pojechać w rejon ogarnięty wojną i tam popracować?

To moje marzenie fotograficzne. Nie wiem, czy bym się w tym sprawdził, bo to rzecz wymagająca doświadczenia i specjalnego przeszkolenia. Gdyby mnie ktoś teraz wysłał na wojnę, to pewnie zostałbym zastrzelony, bo nie wiem, jak się poruszać, ale... no tak ciągnie mnie w takie miejsca. W ogóle jestem w trakcie załatwiania wyjazdu do Pakistanu, na granicę z Afganistanem. Znalazłem miasto, które słynie z nielegalnego wyrabiania i handlu bronią. Broń kupują tam na przykład Talibowie.

Jesteś gotowy zobaczyć śmierć?

Ciężko jest być pewny tego w stu procentach, ale myślę, że tak, bo już ją widziałem. Teraz ci powiem, że jestem gotów, a finalnie może się okazać, że zobaczę coś, co mnie rozpierdoli i złamie. Cały czas ciągnie mnie w niebezpieczne miejsca, lubię czuć adrenalinę i wchodzić w miejsca, w które mało kto wchodzi, a później pokazywać je światu.

Co to znaczy, że ją widziałeś?

O tym akurat nie chcę mówić. Osobista sprawa.

A możesz powiedzieć, coś więcej o wyjeździe do Pakistanu?

Nie przepadam za gadaniem o planach, bo różnie z tym bywa – część wypala, część wypala później, a część w ogóle nie dochodzi do skutku. Ale coś tam mogę zdradzić. Chodzi o wyjazd do miejsca, które jest trudniej dostępne i nie do końca bezpieczne. Powoli ogarniam temat, ale na razie nie chcę mówić za dużo. Jak się uda, to po prostu zrobię z tego coś mocnego.

Taco Quebo
Wojtek Koziara

Wróćmy do polskich raperów. Jesteś jednym z nielicznych gości, któremu udało się sfotografować Taco Hemingwaya.

Filip kilka razy przewinął mi się przez aparat, jeszcze przy projekcie Taconafide. Taco nie jest bestią przy pozowaniu, ale też nie o to chodzi, by każdy był. Jest naturalny, spokojny, skromny. Jest sobą. Nie lubi pozować, ale gdy trzeba, to nie wymyśla. Z tego, co zauważyłem, to on niespecjalnie lubi być po drugiej stronie obiektywu. Wiem, że sam cyka fotki i po tej stronie czuje się zdecydowanie lepiej – takie mam przynajmniej odczucia. Quebonafide zdecydowanie bardziej lubi obiektyw.

W którym momencie zorietnowałeś się, że twoje zdjęcia są dobre?

Do dzisiaj, kiedy słyszę, że robię fajne zdjęcia, to w głowie mam myśl: Naprawdę? Od jakichś dwóch-trzech lat czuję się z tym pewniej.

Zapytam inaczej. Kiedy twoja kariera nabrała rozpędu?

Na pewno jednym z takich momentów była Egzotyka. Projekt dał mi sporą rozpoznawalność, ale niekoniecznie dużą liczbę zleceń. Sytuacja spowodowała, że stałem się mocno kojarzony z Quebonafide i niektórzy myśleli, że jestem jego prywatnym fotografem. Ta etykietka zamykała mi drzwi do innych projektów. Nie jestem fotografem muzyków, jestem po prostu fotografem, który chce robić jak najwięcej zdjęć. Mimo że robię to już od tylu lat, nadal w wolnym czasie kombinuję z kolejnymi fotografiami. Cały czas mi się chcę.

Są ludzie, którym nigdy nie zrobiłbyś zdjęcia?

Trudno jednoznacznie na to odpowiedzieć, ale pewnie są takie osoby. Przyszła mi teraz do głowy postać... mam na myśli tego potwora – Trynkiewicza. I tak sobie myślę, że zrobienie mu zdjęcia, byłoby czymś mocnym, ale uważam, że nawet tacy ludzie wymagają udokumentowania. Oczywiście nie oznacza to, że się z nim utożsamiam, popieram czy zgadzam.

Polecę grubiej – a zrobiłbyś zdjęcie Putinowi?

No i tu pojawia się kwestia, do czego te zdjęcia miałyby służyć? Zdjęcia do jego propagandy politycznej? Nie chciałbym wchodzić w taki temat. Wszedłbym, gdybym mógł sfotografować jego proces karny, ale to totalnie abstrakcyjna sytuacja.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz