Zmarł Joka, człowiek – esencja hip-hopowego luzu (WSPOMNIENIE)

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
Frame 963 (1).png

Refren z „Masz albo myślisz o nich aż” brzmi teraz dość upiornie. Ale z drugiej strony – czy Joka nie zaśmiałby się z tego? Przecież ten człowiek miał na drugie imię luz, a na trzecie – żart.

Znajomy dziennikarz opowiadał kiedyś, jak lata temu umówił się z Kalibrem 44 na wywiad w Katowicach. „Z dworca odebrał mnie Joka. Do tego miejsca, w którym mieliśmy porozmawiać, szliśmy ze dwie godziny, bo on co chwila się z kimś witał i zatrzymywał, żeby pogadać” – mówił. Nie znałem Joki, ale nie miałem powodów, żeby mu nie wierzyć.

Bo mniej więcej tak wyobrażałem sobie tego gościa. Pamiętam koncert Kalibra 44 na Open’erze, na Mainie, w roku 2013. Pierwszy po długiej przerwie. Pod sceną tysiące ludzi, zespół wychodzi, Abradab ewidentnie stremowany takim hałasem z widowni, zresztą każdy by był na jego miejscu. Każdy poza jego bratem, bo Joka wjechał w takim nastroju, jakby wchodził do znajomych na grilla. „Siemanko Gdynia, jak tam, jak się bawicie, podoba się?”. I tak przez cały koncert. Podobało się, bo było u nich czuć głód kontaktu z widownią. Nawet numery z „Księgi Tajemniczej” brzmiały w gdyńskim słońcu inaczej. Jakby ten ich mrok był tylko umowny.

Współczesny rap stoi indywidualnościami, ale polską scenę lat 90. stworzyły kolektywy. I jak dzisiaj słucha się Kalibra 44, to trudno uwierzyć, że ci goście potrafili się tak pięknie różnić. Natchniony Magik, który rapował tak, jakby zaraz miał wydarzyć się koniec świata. Będący jego totalnym kontrapunktem Abradab z tą swoją flegmatyczną nawijką, efektowną artykulacją i cedzeniem słów. I wreszcie Joka – ten ziomek na imprezie, który zna z widzenia wszystkich i zawsze poratuje cię papierosem. Dysponujący flow nie do podrobienia, jednym z najwyższych głosów w polskim rapie. Jego wokal to był trochę ten sam case co głos Anthony’ego Kiedisa z Red Hot Chili Peppers. Niby zwyczajny, ale spróbujcie zaśpiewać jak on. Nie da się.

Był świetny w niewymuszony dowcip. Miał talent do one-linerów, które pamięta się na zawsze. „Od jutra wszyscy zamiast głowy z jajem popierdalają”. Albo „Lem jest fantastą, pisze, że przybysze są zieloni jak ciasto kiwi, dla mnie obrzydliwi”. Albo „Matka mi mówi, ty jesteś chyba głupi, kup sobie coś, a ja wydaję tak w kit”. Może i po latach Joka nie jest wymieniany wśród tych pięciu-dziesięciu najważniejszych z tamtych czasów, jak Sokół, Pezet, Tede czy Peja. Ale po pierwsze – on zawsze funkcjonował jako część konkretnego składu, swoją drogą szkoda, że nigdy nie doczekaliśmy się jego solowej płyty. A po drugie – chyba trochę nie doceniało się u Joki zabawy słowem, tego, co robili pionierzy rapu z lat 70. i 80. Polski rap musiał być wtedy poważny, a Joka, jak na złość, stuprocentowo poważny nie był. I zamiast rapować o szarzyźnie krajowej osiedlówy schyłku wieku, wolał wlać pomiędzy te bloki i ławki trochę barw. „Kolega z osiedla lubi jeździć na rowerze / Ja wierzę, od czasu do czasu mnie też to bierze / Wtedy jeżdżę – przejebane mają ludzie na spacerze” – rapował u DJ-a 600V.

W pewnym momencie faktycznie znikł. Mieszkał w Stanach, pracował fizycznie. O tym, jak to naprawdę było, dowiemy się pewnie w swoim czasie. Albo wcale – przecież nie wszystkie historie muszą być dopowiedziane. Ale ostatnio wszystko przecież było dobrze. Kaliber 44 powrócił na koncertowy szlak, grali dużo, nie tylko w Polsce, na maj mieli zaplanowane trzy koncerty na Wyspach. Świetnie przyjęto ich projekt symfoniczny. I nagle – koniec. Nikt nie spodziewał się, że akurat w takim momencie. Swoją drogą – przerażające, że z pierwszego, klasycznego składu Kalibra pozostał już tylko Abradab.

„Gdyby nagrał tylko jeden numer - „Moją obawę" na debiucie K44 - i tak byłby dla mnie wyjątkowym twórcą do momentu, w którym straciłbym życie bądź pamięć” – pisze dziś na Facebooku dziennikarz Marcin Flint. Tak, to był jego absolutnie najmocniejszy utwór, jeszcze z ery psychorapu, niemającego nic wspólnego z tym luzem Joki. Zarapowany na skraju szaleństwa, przygniatający kaskadą emocji. Strasznie smutno słucha się tego dzisiaj, zwłaszcza końcówki, gdzie Joka obłąkanym głosem wrzeszczy „Czemu oczywiste dla mnie jest, że ciebie nie ma”. No nie, dla nas to jeszcze nie jest oczywiste. Nic a nic.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.