Nie chodzi tylko o wspinaczkę. Ona jest jedynie pretekstem do opowieści o walce z samą sobą.
O czym zresztą otwarcie mówi główna bohaterka, Wanda Rutkiewicz. Jedna z najsłynniejszych postaci polskiej alpinistyki, pierwsza na świecie kobieta, która zdobyła szczyt K2 i trzecia na świecie zdobywczyni Mount Everest. Perfekcjonistka, wiecznie krytyczna wobec tego, co udało się jej osiągnąć. Nie zadowalała się półśrodkami – albo grubo, albo wcale. I to jest wielką siłą dokumentu Elizy Kubarskiej Ostatnia wyprawa, poświęconego właśnie Rutkiewicz. Nie oczekujcie pozłacanego docsa o kulcie jednostki. Tu bohaterka nawet nie ukrywa swoich wad. I tak szczerze – raczej trudno byłoby ją polubić. Może dlatego to kino tak szczere.
Oficjalny status – zaginiona. Nie zmarła, tylko zaginiona, bo Rutkiewicz zaginęła podczas ataku szczytowego na Kanczendzongę w maju 1992 roku. Ostatni raz widziano ją na wysokości ponad 8200 metrów – tam spotkał ją meksykański wspinacz Carlos Carsolio, który wszedł na szczyt przed nią. Jej ciała nigdy nie odnaleziono. Co więcej, spekulowano, że Wanda Rutkiewicz tak naprawdę żyje – tyle że zdecydowała się wstąpić do himalajskiego klasztoru. Plotki poniekąd sprowokowała sama, informując przed wylotem na atak Kanczendzongi, że jeśli nie wróci, to znaczy, że wstąpiła do zgromadzenia medytacyjnego. Dlatego Kubarska rozważa w Ostatniej wyprawie obie wersje wydarzeń; być może jej bohaterka zginęła, być może chciała się odciąć od świata. Którym była rozczarowana – zwłaszcza po zarzutach związanych z jej poprzednią wyprawą w roku 1991, wejściem na Annapurnę, które środowisko alpinistyczne poddawało pod dyskusję. Zresztą reżyserka, prywatnie również alpinistka, wie, jak czuje się osoba, której zarzuca się sfałszowanie zdobycia szczytu, najmocniejsze oskarżenie w środowisku. Sama padła jego ofiarą kilkanaście lat temu, po wyprawie na Grenlandię.
Czyli portret alpinistki, jednej z największych w historii. Portret kobiety, której nie złamały oskarżenia ze strony środowiska. I portret kobiety późnego PRL – po prostu, bo w zdominowanym wówczas przez mężczyzn świecie wspinaczki, dla kobiet zwyczajnie nie było miejsca. Mizoginia szerzyła się na każdym kroku, więc Rutkiewicz była podwójnie zmotywowana, żeby udowodnić swoją wartość. Na tle szarzyzny lat 80. wyrazista, pewna siebie, walcząca w imię kobiet Wanda Rutkiewicz była kolorowym ptakiem. Dlatego tak mocno boksowała się z tą rzeczywistością. W Ostatniej wyprawie Carlos Carsolio sugeruje – jej relacje w Polsce były już zerwane. Czyli może jednak klasztor? Kubarska sugeruje w swoim filmie, że to jak najbardziej możliwa hipoteza. Udała się nawet do jednego z klasztorów; jak się okazało – kobiety z Europy, które chciały odciąć się od dotychczasowego życia, nie są rzadkością.
Ten element mistyki tylko dodaje Ostatniej wyprawie rysu niesamowitości. Od pewnego momentu ogląda się dokument Elizy Kubarskiej już nie tylko jako historię wybitnej sportsmenki, ale i rozważanie dotyczące tego, co znajduje się w tym alternatywnym, odciętym od współczesności świecie, o którym marzą ci, którzy nie dają sobie rady w wyścigu z pędem codzienności. Ale to także porządny biopic z potężnym researchem. Portret wycinka PRL-u lat 80. I bardzo intymna opowieść o Rutkiewicz – intymna, bo zrealizowana przy użyciu taśm, na które alpinistka nagrywała swoje wspomnienia. A jednak nie można czuć się jak intruz, gdy wchodzi się w głąb jej prywatnego świata. Zupełnie, jakby Wanda Rutkiewicz chciała, żeby ktoś kiedyś znalazł i wykorzystał te nagrania.
Ostatnia wyprawa, dokument Elizy Kubarskiej, jest dostepny w kinach od piątku, 18 października. Dystrybutorem jest Against Gravity, a newonce jest patronem medialnym filmu.
Komentarze 0