Powiedzmy to szczerze: „Blokersi” są po latach (wciąż) słabym filmem. Dlaczego?

blokersi-kopia.jpg

Hip-hopowe opus magnum Sylwestra Latkowskiego do annałów rodzimej sceny weszło głównie dlatego, że owa scena nie dorobiła się przez lata zbyt wielu filmowych dokumentacji swoich dziejów.

Do legendy przeszła już anegdota o tym, że wszędzie rozpowiadający o swojej rapowej pasji Sylwester Latkowski nie miał pojęcia kim jest… DJ Premier, o którym przy jakiejś okazji napomknął Eldo. Kręcąc Blokersów reżyser nie realizował swojego wieloletniego marzenia, ale szukał sensacji, za którą węszył jeszcze po wielokroć.

Szukając głównej osi fabularnej dla portretu krajowego środowiska hip-hopowego przełomu milleniów Latkowski postawił na czarno-biały kontrast różniący dwóch pierwszoplanowych bohaterów tegoż dzieła. Stary jak historia narracji motyw dobry policjant - zły policjant pozwoliły mu wprowadzić postaci Peji i Eldo. O ile jednak obaj, nawet te 24 lata temu, byli ludźmi nieporównywalnie bardziej wielowymiarowymi niż widać to w kadrach Blokersów, o tyle dokumentujący ich życie reżyser nie szukał tu żadnych niuansów. I tak pierwszy został przedstawiony jako patus z bramy, a drugi – intelektualista z rozbitego domu, co dla obu raperów było mocno krzywdzące, a stereotypy ciągnęły się za nimi jeszcze przez długie lata.

W samym dokumencie trudno bowiem doszukać się potwierdzenia słów jego autora. Dla wielu osób hip hop jest subkulturą patologiczną. Chcę zaprzeczyć stereotypom i dlatego pokażę po prostu ludzi, którzy to robią. Dla mnie to otoczenie jest patologiczne, co widać w moim filmie, a nie oni - mówił swego czasu portalowi Interia. Jednak kiedy przyszło co do czego, podstawiał żywych ludzi pod pasujące mu tezy i zabiegi narracyjne.

Rzekomy szacunek Latkowskiego do kultury hip-hopowej bodajże najlepiej obrazuje fakt, że szukając sensacyjnych fragmentów grafficiarskich wykorzystał wyimki z pierwszej części trójmiejskiego Men in Black, nie pytając przy tym nikogo o zdanie. Jako że twórcy tego chuligańskiego klasyka nie mogli dociekać swoich praw w sądzie, całą sprawę skomentowali jednym z najbardziej agresywnych, wizualnych dissów w historii środowiska.

Wyświetlani w kinach, a także dystrybuowani na VHS’ach i DVD Blokersi w ogromnym stopniu przyczynili się do pierwszej fali mody na rap, która zalała scenę na początku tamtej dekady. I o ile w samym gremialnym zainteresowaniu kulturą hip-hopową nie widzimy nic złego, o tyle głównymi beneficjantami tegoż boomu byli wówczas ludzie, którzy zbratali samplowane bity i rymowane szesnastki z paździerzowymi rytmami znanymi z wiejskich dyskotek i ckliwymi, emocjonalnymi tekstami rodem z najbardziej wstydliwych zaułków polskiej estrady. Ogromną rolę odegrał w tym właśnie film Latkowskiego.

Jako że polskich filmów dokumentalnych podejmujących temat rapu jest dosłownie garstka, Blokersi posiadają jednak ogromną wartość archiwalną. Ich mocno paździerzowy sznyt operatorski i montażowy w pewien sposób pasuje do bardzo prowizorycznego, niedobudżetowanego szyku pionierskich lat krajowej sceny. A ilość spontanicznych dialogów zarejestrowanych w trakcie jego powstawania jest dziś na wagę złota, którego nie są w stanie przykryć wszystkie te tanie sensacyjki, do których ciągnęło Latkowskiego. Główna teza reżysera, który zamiast kręcić film o hip-hopie, chciał przedstawić kolejną po To my, rugbiści drogę wyjścia z getta, przez większość widzów nie została w ogóle dostrzeżona – co zupełnie nie dziwi. Sami Blokersi przyczynili się też do dalszego pogłębienia krzywdzącego stereotypu, przedstawiającego środowisko raperów jako zgraję nieszczególnie bystrych amatorów z patologicznymi skłonnościami. Ale żeby nie było – jedyną wartością tego dzieła jest właśnie rejestracja czasu, którego nikt wówczas nie dokumentował. Środowiska, któremu nikt nadal nie przyjrzał się z kamerą dostatecznie celnie jak wyczerpująco, sprawnie i z wyczuciem, wciągająco acz prawdziwie.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.
Komentarze 0